Toczeń nie odpuszcza.
Pomysł z Tetracykliną, witaminami PP, A+E nie wypalił.
Jako model leczenia "amerykańskiego" (przynajmniej tak nazwany przez "nowego" weterynarza, któremu spróbowałam zaufać) w przypadku europejskiego psa się nie sprawdził....
Nasz nowy wet jest tradycjonalistą sterydowym. Twierdzi, że prowadzi obecnie dwa przypadki tocznia- jeden w ostrej postaci, drugi- podobnie zadomowiony jak u Garipa i bazuje na Encortonie.
Z lekkim drżeniem rąk zaserwowałam naszemu psu pierwszą dawkę (5 tabletek) w małej ilości karmy i obserwuję chłopaka. Na razie nie zauważyłam niepokojących objawów- wymiotów i innych zaburzeń ze strony układu pokarmowego. Sika też w normie.
I tak przez trzy tygodnie.
Potem- kontrola krwi.
Mój obecny powrót do domu, a spowodowany chorobami w rodzinie, wychodzi w tym przypadku na dobre. I mnie- bo jestem w Tupajowisku, i psom. Kamax pewnie by pamiętał o prochach dla Garipa, ale... jak zapomni?
Ze sterydami (też) jest tak, że pominiecie dawki jest niekorzystne, a może być i groźne. Przede wszystkim jednak zaburza proces leczenia.
Sam chłopak nieco depresyjny, ale nie kładę tego na karb leku.
Po prostu jest jak jest; na wyprawy się z nim i grubasem Rudą nie wypuszczam więc ruchu ma tyle co nic prawie....
Też bym była smutna.
Jeszcze tylko muszę pomyśleć prewencyjnie o ochronie żołądka. Siemię lniane zaparzyć i bez nasion- mieszać z wodą do picia.
Oby ta terapia w końcu zaczęła przynosić pozytywne efekty.